Tie-in do Star Wars: Republic, Rada Jedi: Działania wojenne, uzupełnia treść głównego cyklu o ważne szczegóły. Jeśli macie zamiar czytać dalsze numery komiksów o Republice, znajomość tej mini-serii się przyda. Zapraszam do lektury.
Tytuł oryginalny: Jedi Council: Acts of War
Liczba zeszytów: 4
Okres ukazywania się w USA: czerwiec - wrzesień 2000
Premiera w Polsce: 2 czerwca 2011
Czas akcji: 33 BBY
Bohaterowie: Mace Windu, Micah Giiett, Plo Koon, Adi Gallia, Yoda, Yaddle, Tsui Choi, K'Kruhk, Qui-Gon Jinn, Obi-Wan Kenobi i inni Jedi
Scenarzysta: Randy Stradley
Rysownik: Davide Fabbri
Ostatni poważny konflikt zbrojny w Republice przed blokadą Naboo miał miejsce w roku 33 BBY, kiedy wojownicza, gadopodobna rasa Yinchorrich odporna na sztuczki umysłowe i wyposażona w osłony cortosisowe zatrzymujące miecz świetlny, zaczęła napadać na liczne stacje kosmiczne i bazy. Zakon rycerzy Jedi, strażników porządku w galaktyce, postanawia przeciwdziałać rosnącemu zagrożeniu. Członkowie Najwyższej Rady i kilku innych Mistrzów wraz z padawanami wyrusza z misją odnalezienia centrum dowodzenia Yinchorrich.
Fabuła nie jest więc rewolucyjna, ale dostarcza nieprzerwanej akcji, więc komiks czyta się dość szybko. Scenarzysta Randy Stradley bardziej niż na fabule skupia się na bohaterach, których jest w tym komiksie naprawdę sporo i każdy z nich ma 5 minut dla siebie, o każdym czegoś się dowiadujemy z licznych rozmów i interakcji pomiędzy nimi, choć z uwagi na niewielką liczbę stron i intensywną akcję nie jest tego tak dużo, jak byśmy chcieli. Można narzekać, że potencjał nie został do końca wykorzystany. Za to mamy nową postać - Micaha Giietta, Mistrza Jedi przypominającego trochę azjatyckiego mnicha i równie jak oni mądrego. Między Giiettem a Plo Koonem wyraźnie iskrzy, co zostało jednak niewinnie wytłumaczone przyjaźnią i szacunkiem. Tak, jasne. ;) Wiele znanych postaci pojawia się tu tylko w epizodach, np. kanclerz Valorum albo Sithowie - Sidious i Maul. Niestety bohaterów jest legion a zeszytów tylko 4. Stradley nie zbalansował odpowiednio akcji, fabuły i chemii między postaciami - miał do dyspozycji zbyt mało miejsca, żeby rozwinąć skrzydła. Dlatego sylwetki postaci mogą wydawać się szkicowe, intryga prosta a akcja, choć gna na złamanie karku, nie jest jakoś szczególnie pasjonująca, nie czyta się tego z zapartym tchem. Mimo to jest to nadal kawałek w miarę solidnego komiksu z klimatem żywcem wyjętym z Mrocznego widma. No i członkowie Rady Jedi przynajmniej coś tu gadają a nie tylko siedzą i spijają okruchy mądrości z ust Yody czy Windu, jak to było w filmach. Gadają a przede wszystkim - działają. I to skutecznie. Randy Stradley jest dobrym scenarzystą co pokazał w innych komiksach Star Wars, przede wszystkim w świetnej serii Mroczne czasy (Dark Times). W Jedi Council jest niezły, ale nic więcej.
Słów kilka o warstwie graficznej, ponieważ Davide Fabbri, który narysował też kilka numerów Republic, ma dość charakterystyczną kreskę i wielu fanów Gwiezdnych wojen raczej za nią nie przepada. Nie jest jednak źle, rysunki cechuje przejrzystość i na pierwszy rzut oka widać, co się dzieje, co nie jest przecież w komiksowym świecie regułą. Fabbri nie kombinuje i mimo że w jego komiksach postacie często przybierają dziwne, nienaturalne grymasy i wytrzeszczają ze zdziwienia oczy, to jednak panele są czytelne a styl tych rysunków w dużej mierze buduje klimat. No i te grube klingi mieczy świetlnych - moim zdaniem wyglądają super.
Działania wojenne to stosunkowo krótka historia (łącznie 88 stron samego komiksu), której przeczytanie nie zajmuje wiele czasu. Znajomość przedstawionych w niej wydarzeń jest o tyle ważna, że później odnosi się do nich Vilmarh Grahrk w swojej opowieści na łamach Star Wars Republic #40-41. Jeśli nie znacie miniserii o Radzie Jedi, jego historia nie będzie już taka zabawna, ponieważ traktuje ona w dużej mierze o udziale chciwego Devaronianina w wydarzeniach w układzie Yinchorr. Vilmarh częściowo przywołuje fakty znane z Acts of War (a także z wcześniejszych numerów Republic), przeinaczając je jednak i wykoślawiając na własne potrzeby. Do tego dorzuca garść zupełnie nowych informacji tłumaczących kulisy inwazji Yinchorrich, dlatego te dwa numery Republic powinny być szczególnie interesujące dla tych, którzy czytali mini-serię (choć rzecz jasna nie wszystko co mówi Grahrk należy traktować poważnie). Jedi Council to także pierwszy komiks z udziałem charakterystycznego Jedi - K'Kruhka, pochodzącego z rasy Whiphidów. Kiedy niekiedy pojawia się on w wielu różnych seriach. Chociaż jego epizod podczas wojny z Yinchorri nie jest niezbędny do czytania komiksów z tą postacią, to jednak warto przynajmniej wiedzieć, że facet nie wziął się z powietrza i będąc padawanem kolegował się z młodym Kenobim.
Także podsumowując, jest to pozycja obowiązkowa dla tych, którzy zaczęli czytać Republic i im się ta seria podoba, chcą zobaczyć całą grupkę rycerzy z różnokolorowymi mieczami i poczuć klimat tego okresu w historii Republiki. Radę Jedi można też czytać osobno, bez znajomości Republic, ponieważ akcja tej miniserii dzieje się chronologicznie wcześniej. Ukazała się ona jednak w USA bezpośrednio po zakończeniu story-arcu Wysłannicy Jedi (Republic #13-18), więc uważam, że najlepiej czytać te komiksy w kolejności premier. W Star Wars Republic można oswoić się z bohaterami takimi jak Adi Gallia czy Yaddle, i dzięki temu łatwiej rozeznać się w natłoku postaci jakie zostają nam zaserwowane w Acts of War.
Polskie wydanie
Jeśli chcecie zakupić wydanie zbiorcze Jedi Council, szukajcie Star Wars Komiks Wydanie Specjalne nr 2/2011. Cena okładkowa to oczywiście 9,99. Niestety w tej chwili tylko jeden znany mi sklep internetowy oferuje sprzedaż tego zeszytu i to po wygórowanej cenie 14,99 - dvdmax.pl. Dla tych, którzy nie chcą tyle płacić, pozostaje szukanie dobrych ofert na allegro, w lokalnych serwisach ogłoszeniowych i antykwariatach.
Żeby nie było ciągle o Republice, to za dwa tygodnie przejdę do serii dotyczącej Imperium i Rebeliantów. Też jest całkiem niezła. Do tego czasu niech Moc będzie z Wami. :)
Kraina Śnienia
środa, 24 lutego 2016
poniedziałek, 15 lutego 2016
Kinematomania #1: Walentynki z Deadpoolem
W cyklu Kinematomania na tapetę biorę filmy obejrzane ostatnio w kinie. Pierwszy odcinek poświęcam najpopularniejszej, póki co, premierze tego roku. Jeden z najbardziej znanych antybohaterów Marvela - Deadpool - w końcu doczekał się solowego filmu. I przy okazji rozwalił box office. Zapraszam do lektury.
Tytuł: Deadpool
Reżyseria: Tim Miller
Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick
Produkcja: Ryan Reynolds, Lauren Shuler Donner, Simon Kinberg, Stan Lee, Rhett Reese, Paul Wernick, Jonathon Komack Martin, Aditya Sood
Muzyka: Junkie XL
Zdjęcia: Ken Seng
Główne role: Ryan Reynolds, Ed Skrein, Morena Baccarin, T. J. Miller, Gina Carano, Brianna Hildebrand, Stefan Kapicic
Deadpool właśnie pobił rekord otwarcia w USA jeśli chodzi o filmy z kategorią wiekową R, pokonując Matrix Reaktywacja. Pobił też lutowy rekord otwarcia, detronizując Pięćdziesiąt twarzy Greya. I pobił rekord otwarcia wśród filmów z wytwórni 20th Century Fox. Czy zasłużenie? Wszak ostatnio Przebudzenie Mocy też biło rekordy, co wcale nie czyni go dobrym filmem. Deadpool ma z Gwiezdnymi wojnami coś wspólnego - oba filmy były reklamowane na niezwykle szeroką skalę. Tylko że w przypadku komiksowej produkcji Foxa bardzo dobry marketing szedł w parze z bardzo dobrą jakością samego filmu. Tym razem nie czuję się oszukany. Deadpool to najlepszy film na podstawie komiksu Marvela od czasu drugiej części Kapitana Ameryki!
Siłą napędową obrazu o najemniku w czerwonym kostiumie jest humor. Wade Wilson ma cięty język i nie oszczędza nikogo - nawet aktora który się w niego wciela. Sypie żartami jak z rękawa i co najważniejsze, nie jest to dowcip wymuszony. A zakres tych żartów jest bardzo szeroki: od prymitywnego dowcipu kloacznego po bardziej wyszukany humor zrozumiały tylko dla wtajemniczonych. Muszę przyznać, że sam nie załapałem niektórych kawałków. Jest sporo dowcipów sytuacyjnych i odniesień do popkultury, nie tylko do filmów o superbohaterach ale też dramatów czy horrorów. Im lepiej ogarniamy temat, tym bardziej zabawny jest dla nas ten film.
Spory udział w sukcesie tego filmu miał Ryan Reynolds. Nie tylko walczył o powstanie tego filmu, nie tylko znakomicie go reklamował, ale przede wszystkim perfekcyjnie w nim zagrał. Jest bardzo naturalny w swej roli i wyraźnie czuć chemię między nim a jego ekranową partnerką, Baccarin. Już w X-Men Geneza widać było, że Reynolds robi co może, by jego postać wypadła dobrze. Teraz w pełni rozwija skrzydła i tworzy kreację, która z pewnością zostanie zapamiętana i dołączy do panteonu najlepiej odegranych postaci Marvela: Wolverine'a w wykonaniu Hugh Jackmana i Iron Mana w interpretacji Roberta Downeya Juniora. Tak jak Christopher Reeve był Supermanem, tak Reynolds jest Deadpoolem.
Główny wątek jest raczej pretekstowy, ale od filmu o tej postaci nie oczekujemy przecież skomplikowanej fabuły. Dlatego nie uznaję tego za wadę. Niemniej podczas seansu kilka rzeczy mi zgrzytało. Na przykład nie kupuję do końca motywu z tym serum, czy co to było, dzięki któremu Wade Wilson zdobył super moce. Geneza pseudonimu naszego smutnego klauna, choć w dużej mierze zgodna z komiksowym pierwowzorem, jest trochę naciągana i wydaje się być wciśnięta na siłę. W tych kilku scenach dialogi wypadły też trochę sztucznie, może właśnie z uwagi na te dziwne rozwiązania fabularne. Ale to tylko moje zdanie i na pewno inni stwierdzą: "hej, to Deadpool! Czego byś chciał? Hiperrealizmu?" Tak czy inaczej, te drobne wady nieznacznie tylko wpływają na moją ocenę. Najważniejsze, że film nie nudzi, bo cały czas dzieje się coś ciekawego i zwariowanego. Nie przeszkadza mi też Ed Skrein jako co najwyżej poprawny czarny charakter. I tak był lepszy od tych ćwoków z ostatnich produkcji Marvel Studios.
Dobrze wyszły twórcom odniesienia do serii o X-Men. Nie są one na zasadzie "patrzcie! Niedokończony wątek! Musicie iść do kina na następny film, żeby zobaczyć jak to się rozwinie!" co jest zmorą współczesnych dochodowych franczyz. To co się dzieje w Deadpoolu jest kompletnie oderwane od nowych filmów o X-Men, dzięki temu uniknięto zbędnej reklamy, film broni się jako samodzielna całość a wszystkie wątki znajdują zakończenie. Wspaniale było zobaczyć znów rezydencję Xaviera. Colossus nareszcie coś gada i jest istotnym elementem filmu. Świetna była też partnerująca mu nastolatka o mocach przypominających te posiadane przez Nitro. Gorzej oceniam kolejne niepotrzebne cameo Stana Lee. Facet ma parcie na ekran - rozumiem. Ale niech się ogranicza chociaż do filmów na podstawie swoich komiksów a nie cudzych, jak Deadpool, Kapitan Ameryka czy Strażnicy Galaktyki.
Dużą zaletą natomiast są sceny akcji: dynamicznie nakręcone a przede wszystkim czytelne; nie ma wrażenia chaosu i pytań "co się właściwie dzieje?" Bardzo podobała mi się finałowa konfrontacja z gościnnym udziałem Colossusa, Angel Dust i Negasonic Teenage Warhead. Takiego full-kontaktowego mordobicia w filmach super hero nie było od czasu Człowieka ze stali. Tutaj oczywiście jest ono doprawione krwią, wybuchającymi mózgami i odcinanymi częściami ciała.
Film oceniam na 9/10 i na pewno będę chciał go kupić na płycie, bo zabawa przy nim jest przednia. Jeśli jeszcze nie byliście w kinie zobaczyć Deadpoola w akcji, to na co czekacie? To trzeba zobaczyć! Bo inaczej Venom zje Twojego kanarka, kurde bele!
Wiem, nie ten komiks. :)
Tytuł: Deadpool
Reżyseria: Tim Miller
Scenariusz: Rhett Reese, Paul Wernick
Produkcja: Ryan Reynolds, Lauren Shuler Donner, Simon Kinberg, Stan Lee, Rhett Reese, Paul Wernick, Jonathon Komack Martin, Aditya Sood
Muzyka: Junkie XL
Zdjęcia: Ken Seng
Główne role: Ryan Reynolds, Ed Skrein, Morena Baccarin, T. J. Miller, Gina Carano, Brianna Hildebrand, Stefan Kapicic
Deadpool właśnie pobił rekord otwarcia w USA jeśli chodzi o filmy z kategorią wiekową R, pokonując Matrix Reaktywacja. Pobił też lutowy rekord otwarcia, detronizując Pięćdziesiąt twarzy Greya. I pobił rekord otwarcia wśród filmów z wytwórni 20th Century Fox. Czy zasłużenie? Wszak ostatnio Przebudzenie Mocy też biło rekordy, co wcale nie czyni go dobrym filmem. Deadpool ma z Gwiezdnymi wojnami coś wspólnego - oba filmy były reklamowane na niezwykle szeroką skalę. Tylko że w przypadku komiksowej produkcji Foxa bardzo dobry marketing szedł w parze z bardzo dobrą jakością samego filmu. Tym razem nie czuję się oszukany. Deadpool to najlepszy film na podstawie komiksu Marvela od czasu drugiej części Kapitana Ameryki!
Siłą napędową obrazu o najemniku w czerwonym kostiumie jest humor. Wade Wilson ma cięty język i nie oszczędza nikogo - nawet aktora który się w niego wciela. Sypie żartami jak z rękawa i co najważniejsze, nie jest to dowcip wymuszony. A zakres tych żartów jest bardzo szeroki: od prymitywnego dowcipu kloacznego po bardziej wyszukany humor zrozumiały tylko dla wtajemniczonych. Muszę przyznać, że sam nie załapałem niektórych kawałków. Jest sporo dowcipów sytuacyjnych i odniesień do popkultury, nie tylko do filmów o superbohaterach ale też dramatów czy horrorów. Im lepiej ogarniamy temat, tym bardziej zabawny jest dla nas ten film.
Spory udział w sukcesie tego filmu miał Ryan Reynolds. Nie tylko walczył o powstanie tego filmu, nie tylko znakomicie go reklamował, ale przede wszystkim perfekcyjnie w nim zagrał. Jest bardzo naturalny w swej roli i wyraźnie czuć chemię między nim a jego ekranową partnerką, Baccarin. Już w X-Men Geneza widać było, że Reynolds robi co może, by jego postać wypadła dobrze. Teraz w pełni rozwija skrzydła i tworzy kreację, która z pewnością zostanie zapamiętana i dołączy do panteonu najlepiej odegranych postaci Marvela: Wolverine'a w wykonaniu Hugh Jackmana i Iron Mana w interpretacji Roberta Downeya Juniora. Tak jak Christopher Reeve był Supermanem, tak Reynolds jest Deadpoolem.
Główny wątek jest raczej pretekstowy, ale od filmu o tej postaci nie oczekujemy przecież skomplikowanej fabuły. Dlatego nie uznaję tego za wadę. Niemniej podczas seansu kilka rzeczy mi zgrzytało. Na przykład nie kupuję do końca motywu z tym serum, czy co to było, dzięki któremu Wade Wilson zdobył super moce. Geneza pseudonimu naszego smutnego klauna, choć w dużej mierze zgodna z komiksowym pierwowzorem, jest trochę naciągana i wydaje się być wciśnięta na siłę. W tych kilku scenach dialogi wypadły też trochę sztucznie, może właśnie z uwagi na te dziwne rozwiązania fabularne. Ale to tylko moje zdanie i na pewno inni stwierdzą: "hej, to Deadpool! Czego byś chciał? Hiperrealizmu?" Tak czy inaczej, te drobne wady nieznacznie tylko wpływają na moją ocenę. Najważniejsze, że film nie nudzi, bo cały czas dzieje się coś ciekawego i zwariowanego. Nie przeszkadza mi też Ed Skrein jako co najwyżej poprawny czarny charakter. I tak był lepszy od tych ćwoków z ostatnich produkcji Marvel Studios.
Dobrze wyszły twórcom odniesienia do serii o X-Men. Nie są one na zasadzie "patrzcie! Niedokończony wątek! Musicie iść do kina na następny film, żeby zobaczyć jak to się rozwinie!" co jest zmorą współczesnych dochodowych franczyz. To co się dzieje w Deadpoolu jest kompletnie oderwane od nowych filmów o X-Men, dzięki temu uniknięto zbędnej reklamy, film broni się jako samodzielna całość a wszystkie wątki znajdują zakończenie. Wspaniale było zobaczyć znów rezydencję Xaviera. Colossus nareszcie coś gada i jest istotnym elementem filmu. Świetna była też partnerująca mu nastolatka o mocach przypominających te posiadane przez Nitro. Gorzej oceniam kolejne niepotrzebne cameo Stana Lee. Facet ma parcie na ekran - rozumiem. Ale niech się ogranicza chociaż do filmów na podstawie swoich komiksów a nie cudzych, jak Deadpool, Kapitan Ameryka czy Strażnicy Galaktyki.
Dużą zaletą natomiast są sceny akcji: dynamicznie nakręcone a przede wszystkim czytelne; nie ma wrażenia chaosu i pytań "co się właściwie dzieje?" Bardzo podobała mi się finałowa konfrontacja z gościnnym udziałem Colossusa, Angel Dust i Negasonic Teenage Warhead. Takiego full-kontaktowego mordobicia w filmach super hero nie było od czasu Człowieka ze stali. Tutaj oczywiście jest ono doprawione krwią, wybuchającymi mózgami i odcinanymi częściami ciała.
Film oceniam na 9/10 i na pewno będę chciał go kupić na płycie, bo zabawa przy nim jest przednia. Jeśli jeszcze nie byliście w kinie zobaczyć Deadpoola w akcji, to na co czekacie? To trzeba zobaczyć! Bo inaczej Venom zje Twojego kanarka, kurde bele!
Wiem, nie ten komiks. :)
poniedziałek, 8 lutego 2016
Legendy z odległej galaktyki #1: Star Wars Republic
Pierwszy odcinek cyklu chciałem poświęcić jakiejś miniserii, ale wbrew tym założeniom ostatecznie zdecydowałem się na Star Wars: Republic, najdłużej ukazujący się gwiezdnowojenny komiks jeśli chodzi o tytuły wydane przez Dark Horse. Jest to też oczywiście jedna z najważniejszych serii tego uniwersum. Z uwagi na jej długość postanowiłem podzielić ją na dwie części: zeszyty #1-45, które ukazywały się pod prostą nazwą Star Wars i zeszyty #46-83, w których do dotychczasowego tytułu dołożono człon Republic. W tym wpisie skupię się na tej pierwszej części. Zapraszam do lektury.
Seria: Star Wars Republic
Liczba zeszytów: 83
Okres ukazywania się w USA: grudzień 1998 - luty 2006
Okres ukazywania się w Polsce: 2002 - 2014
Czas akcji: 33 BBY - 19 BBY
Główni bohaterowie: Ki-Adi-Mundi, Quinlan Vos, Obi-Wan Kenobi, Anakin Skywalker
Scenariusz: Jan Strnad (#1-6), Timothy Truman (#7-18, 28-31), John Ostrander (#19-22, 32-45), Pat Mills (#23-26), Doug Petrie (#27)
Rysunki: Anthony Winn (#1-6), John Nadeau (#4-6, 17-18), Tom Raney (#7), Rob Pereira (#7, 9), Rick Leonardi (#8, 10), Al Rio (#11-12), Tom Lyle (#13-16), Jan Duursema (#16, 19-22, 32-35, 42-45), Ramon F. Bachs (#23-26), Randy Green (#27), Davide Fabbri (#28-31, 36-41)
Czas akcji tej serii odpowiada mniej więcej czasowi akcji Trylogii Prequeli George'a Lucasa. Pierwsze zeszyty ukazują wydarzenia poprzedzające Mroczne Widmo a ostatnie numery dzieją się już po Zemście Sithów. Republic, zgodnie z tytułem, prezentuje dzieje Republiki Galaktycznej a konkretnie schyłkowy okres tego systemu politycznego na krótko przed przemianą w Imperium.
Głównymi bohaterami są oczywiście Rycerze Jedi. Seria nie ma jednak jednego kluczowego protagonisty jak to ma miejsce w innych komiksach np. o superbohaterach. Początkowo cykl skupiał się głównie na Ki-Adi-Mundim, postaci która miała się pojawić w filmowym epizodzie I i najwyraźniej uznano, że warto ją przybliżyć fanom. Rycerz ten wyróżnia się wśród innych tym, że ma - uwaga - żony (liczba mnoga zamierzona) i dzieci. I to całkowicie "legalnie". Na drugim planie obecni byli też znany wszystkim Jabba the Hutt, mroczna łowczyni nagród Aurra Sing a także członkowie Rady Jedi, m. in. Yoda, Mace Windu, Plo Koon, Adi Gallia czy Yaddle. Pierwsze zeszyty opowiadające o działaniach cereańskiego Jedi na swojej rodzinnej planecie a następnie o jego misji na Tatooine były całkiem ciekawe i osobiście bardzo je lubię ale daleko im było do najbardziej wartościowych pozycji z uniwersum Star Wars. Z czasem widoczny był spadek poziomu tej serii, w której po prostu nie działo się nic ciekawego - vide nudny story-arc Wysłannicy Jedi (Emmisaries to Malastare w zeszytach #13-18 - nie znam nikogo, kto naprawdę lubiłby tę historię). Chociaż Ki czy taki Mace Windu to bardzo fajne postacie, to nie są to bohaterowie akcji i trudno ich wrzucić w wir emocjonującej przygody spod znaku Gwiezdnych wojen. Próby uczynienia z Mundiego dowcipnisia rzucającego sucharami w kryzysowych momentach niczym Spider-Man też nie były najlepszym pomysłem.
Zmianą na lepsze było wprowadzenie zupełnie nowego protagonisty - Quinlana Vosa. Dość mocno się on różni od wszystkich rycerzy znanych z filmów, zarówno wyglądem jak i charakterem. Vos, przedstawiciel rasy Kiffarów, jest kimś w rodzaju lepszej wersji filmowego Anakina. To Jedi, który ma w sobie wiele mroku i nieustannie balansuje na cienkiej granicy pomiędzy Jasną i Ciemną Stroną Mocy, tak że nawet inni członkowie zakonu nie ufają mu do końca. Ma dredopodobną fryzurę, tatuaże, jest dobrze zbudowany i umięśniony - krótko mówiąc, naprawdę groźny twardziel. Jest on o wiele ciekawszą postacią niż członkowie Rady Jedi przytakujący Yodzie. Towarzyszą mu też barwni bohaterowie drugoplanowi, np. Vilmarh Grahrk, devaroniański przemytnik o specyficznym sposobie bycia, którego kwestie nie raz budzą uśmiech na twarzy. Większość fanów na pewno będzie też znać niebieskoskórą Aaylę Securę, uzbrojoną w nienaganną figurę, wielki biust i oczywiście siejący spustoszenie miecz świetlny. Komiksy o Vosie tworzone były głównie przez duet John Ostrander i Jan Duursema, który jest gwarancją dobrej rozrywki. Wspaniały styl i dynamizm rysunków Duursemy w połączeniu ze scenariuszami pełnymi akcji, zwrotów fabuły, interesujących konfliktów i wyrazistych postaci to coś, z czym każdy fan Star Wars powinien się zapoznać.
Nie oznacza to jednak, że Ki i powiązane z nim postacie, jak A'Sharad Hett czy Mroczna Kobieta całkowicie zniknęły z łamów serii. W zeszycie #28 powracają i są głównymi bohaterami story-arcu Polowanie na Aurrę Sing (The Hunt for Aurra Sing). Pojawiają się jednak coraz rzadziej, i raczej na drugim planie czy nawet epizodycznie. Z czasem zwiększyło się za to znaczenie Obi-Wana i Anakina, których początkowo było bardzo mało w komiksie (a właściwie to prawie wcale).
Wątki Quinlana i Mundiego przeważnie nie łączą się ze sobą, więc jeśli ktoś chciałby czytać tylko o Vosie, nie widzę ku temu przeciwskazań. Cereański Jedi i inni członkowie Rady pojawiają się w zeszytach #1-18 i 28-31. Natomiast popularny Kiffar jest bohaterem numerów #19-26, 32-35 i 42-45. Oprócz tego warto wspomnieć o story-arcu Wojna w nadprzestrzeni (The Stark Hyperspace War, #36-39) w którym w obszernej retrospekcji znalazło się miejsce i dla członków Rady i dla młodego Quinlana (gościnnie występuje także Qui-Gon Jinn). Natomiast głównym bohaterem numerów #40-41 jest Grahrk, który ze swojej mocno subiektywnej perspektywy w dowcipny sposób relacjonuje zdarzenia z wcześniejszych komiksów (cameo zalicza Darth Maul i ponownie Jinn).
Wyjątkowym numerem jest #27, w którym protagonistą jest świeżo upieczony rycerz, Yoshi Raph-Elan. Nie pojawił się on nigdy wcześniej ani nigdy później w żadnej innej gwiezdnowojennej publikacji fabularnej. Spadająca gwiazda (Starcrash) to dość lekka i przyjemna historyjka, wariacja klasycznego schematu ratowania księżniczki. Nie trzeba jednak tego komiksu znać, bo odstaje od innych zeszytów serii, zarówno jeśli chodzi o rysunki, klimat jak i bohaterów. Sam w sobie jest przyzwoity, ale dla wielu fanów jest pewnie niczym więcej jak ciekawostką albo nawet zupełnie zbytecznym epizodem.
Dla kogo jest przeznaczona ta seria? Na pewno dla tych, którzy lubią klimat tego okresu w historii odległej galaktyki. Jeśli interesujesz się zakonem Jedi, chcesz lepiej poznać członków Rady, zobaczyć na jakie misje byli wysyłani rycerze, to ta seria jest dla Ciebie. Choć jest trochę nierówna (głównie z powodu częstych rotacji scenarzystów), to oferuje dość różnorodną treść. Prezentuje liczne planety uniwersum, ich mieszkańców i kulturę. Po lekturze będziecie znawcami zwyczajów m. in. Tuskenów, Twi'leków i Cerean. Zobaczycie Mistrza Jedi z rasy Wookie i Hutta z połową głowy. Natomiast jeśli niezbyt Was to interesuje, to i tak polecam wszystkie numery ze scenariuszem Ostrandera. Nazwisko mówi samo za siebie - to solidny scenarzysta a w świecie Gwiezdnych wojen czuje się naprawdę świetnie. Star Wars Republic może czytać właściwie każdy, kto zna filmy - obszerna znajomość innych pozycji z EU raczej nie jest wymagana. Nie zaszkodzi też oglądanie Wojen klonów, zarówno tych kreskówkowych jak i 3D. Konflikt republikańsko-separatystyczny zaczyna się jednak dopiero w drugiej połowie serii.
Polskie wydania
W Polsce ukazało się wiele komiksów z serii Republic, choć niestety nie wszystkie. Z tych omawianych przeze mnie w powyższym wpisie zabrakło jedynie czteroczęściowego story-arcu Infinity's End (#23-26). Nie licząc Ciemności wydanej przez Amber, wszystkie pozostałe komiksy zostały opublikowane w magazynie Star Wars Komiks, który od 2008 roku, najpierw jako miesięcznik a później dwumiesięcznik, prezentował wybrane historie z wielu różnych serii. Poniżej sporządziłem listę wszystkich story-arców z odniesieniem, w którym numerze SWK się znalazły. Skrót WS oznacza Wydanie Specjalne (kwartalnik liczący 96 stron będący wydaniem zbiorczym 4 zeszytów oryginalnego komiksu) a EX - komiks Extra (również kwartalnik, gruby na prawie 150 stron, zawierał 5 lub 6 zeszytów). Zwykłe numery SWK liczyły z reguły 48 stron i mieściły maksymalnie 2 zeszyty serii.
Republic #1-6 (Prelude to Rebellion) - SWK EX 2/2012 (Wstęp do rebelii - cena 14,99 zł)
Republic #4-6 (Vow of Justice) - SWK 5/2012 (Przysięga sprawiedliwości - cena 6,99 zł)
Republic #7-12 (Outlander) - SWK EX 2/2011 (Przybysz - 14,99 zł)
Republic #13-18 (Emmisaries to Malastare) - SWK EX 3/2011 (Wysłannicy Jedi - 14,99 zł)
Republic #19-22 (Twilight) - SWK WS 2/2012 (Zmrok - 9,99 zł)
Republic #27 (Starcrash) - SWK 4/2014 (Spadająca gwiazda - 6,99 zł)
Republic #28-31 (The Hunt for Aurra Sing) - SWK WS 1/2013 (Polowanie na Aurrę Sing - 9,99 zł)
Republic #32-35 (Darkness) - wydane przez Amber w 2002 roku jako Ciemność (dwa tomy po 24,80 zł każdy)
Republic #36-39 (The Stark Hyperspace War) - SWK WS 1/2011 (Wojna w nadprzestrzeni - 9,99 zł)
Republic #40-41 (The Devaronian Version) - SWK 7/2012 (Devaroniańskie spojrzenie - 6,99 zł)
Republic #42-45 (Rite of Passage) - SWK WS 4/2011 (Rytuał przejścia - 9,99 zł)
Kwoty być może nieco odstraszają, ale są to jedynie ceny okładkowe. W internetowych księgarniach można dostać większość tych komiksów taniej o 25% lub więcej. Np. na aros.pl, jednej z moich ulubionych księgarń, SWK EX kosztuje 10,50 a SWK WS - 7 złotych. Natomiast cena zwykłych numerów SWK zawiera się w granicach ok. 4,50-5 złotych. Nie wszystkie wymienione powyżej komiksy są jednak dostępne w księgarniach. Aby skompletować polskie wydania Republic trzeba szukać dobrych okazji na rynku wtórnym.
I to by było na tyle. W następnym wpisie omówię pewien ważny tie-in do Star Wars: Republic. Dzięki za uwagę i do następnego razu. :)
Seria: Star Wars Republic
Liczba zeszytów: 83
Okres ukazywania się w USA: grudzień 1998 - luty 2006
Okres ukazywania się w Polsce: 2002 - 2014
Czas akcji: 33 BBY - 19 BBY
Główni bohaterowie: Ki-Adi-Mundi, Quinlan Vos, Obi-Wan Kenobi, Anakin Skywalker
Scenariusz: Jan Strnad (#1-6), Timothy Truman (#7-18, 28-31), John Ostrander (#19-22, 32-45), Pat Mills (#23-26), Doug Petrie (#27)
Rysunki: Anthony Winn (#1-6), John Nadeau (#4-6, 17-18), Tom Raney (#7), Rob Pereira (#7, 9), Rick Leonardi (#8, 10), Al Rio (#11-12), Tom Lyle (#13-16), Jan Duursema (#16, 19-22, 32-35, 42-45), Ramon F. Bachs (#23-26), Randy Green (#27), Davide Fabbri (#28-31, 36-41)
Czas akcji tej serii odpowiada mniej więcej czasowi akcji Trylogii Prequeli George'a Lucasa. Pierwsze zeszyty ukazują wydarzenia poprzedzające Mroczne Widmo a ostatnie numery dzieją się już po Zemście Sithów. Republic, zgodnie z tytułem, prezentuje dzieje Republiki Galaktycznej a konkretnie schyłkowy okres tego systemu politycznego na krótko przed przemianą w Imperium.
Głównymi bohaterami są oczywiście Rycerze Jedi. Seria nie ma jednak jednego kluczowego protagonisty jak to ma miejsce w innych komiksach np. o superbohaterach. Początkowo cykl skupiał się głównie na Ki-Adi-Mundim, postaci która miała się pojawić w filmowym epizodzie I i najwyraźniej uznano, że warto ją przybliżyć fanom. Rycerz ten wyróżnia się wśród innych tym, że ma - uwaga - żony (liczba mnoga zamierzona) i dzieci. I to całkowicie "legalnie". Na drugim planie obecni byli też znany wszystkim Jabba the Hutt, mroczna łowczyni nagród Aurra Sing a także członkowie Rady Jedi, m. in. Yoda, Mace Windu, Plo Koon, Adi Gallia czy Yaddle. Pierwsze zeszyty opowiadające o działaniach cereańskiego Jedi na swojej rodzinnej planecie a następnie o jego misji na Tatooine były całkiem ciekawe i osobiście bardzo je lubię ale daleko im było do najbardziej wartościowych pozycji z uniwersum Star Wars. Z czasem widoczny był spadek poziomu tej serii, w której po prostu nie działo się nic ciekawego - vide nudny story-arc Wysłannicy Jedi (Emmisaries to Malastare w zeszytach #13-18 - nie znam nikogo, kto naprawdę lubiłby tę historię). Chociaż Ki czy taki Mace Windu to bardzo fajne postacie, to nie są to bohaterowie akcji i trudno ich wrzucić w wir emocjonującej przygody spod znaku Gwiezdnych wojen. Próby uczynienia z Mundiego dowcipnisia rzucającego sucharami w kryzysowych momentach niczym Spider-Man też nie były najlepszym pomysłem.
Zmianą na lepsze było wprowadzenie zupełnie nowego protagonisty - Quinlana Vosa. Dość mocno się on różni od wszystkich rycerzy znanych z filmów, zarówno wyglądem jak i charakterem. Vos, przedstawiciel rasy Kiffarów, jest kimś w rodzaju lepszej wersji filmowego Anakina. To Jedi, który ma w sobie wiele mroku i nieustannie balansuje na cienkiej granicy pomiędzy Jasną i Ciemną Stroną Mocy, tak że nawet inni członkowie zakonu nie ufają mu do końca. Ma dredopodobną fryzurę, tatuaże, jest dobrze zbudowany i umięśniony - krótko mówiąc, naprawdę groźny twardziel. Jest on o wiele ciekawszą postacią niż członkowie Rady Jedi przytakujący Yodzie. Towarzyszą mu też barwni bohaterowie drugoplanowi, np. Vilmarh Grahrk, devaroniański przemytnik o specyficznym sposobie bycia, którego kwestie nie raz budzą uśmiech na twarzy. Większość fanów na pewno będzie też znać niebieskoskórą Aaylę Securę, uzbrojoną w nienaganną figurę, wielki biust i oczywiście siejący spustoszenie miecz świetlny. Komiksy o Vosie tworzone były głównie przez duet John Ostrander i Jan Duursema, który jest gwarancją dobrej rozrywki. Wspaniały styl i dynamizm rysunków Duursemy w połączeniu ze scenariuszami pełnymi akcji, zwrotów fabuły, interesujących konfliktów i wyrazistych postaci to coś, z czym każdy fan Star Wars powinien się zapoznać.
Nie oznacza to jednak, że Ki i powiązane z nim postacie, jak A'Sharad Hett czy Mroczna Kobieta całkowicie zniknęły z łamów serii. W zeszycie #28 powracają i są głównymi bohaterami story-arcu Polowanie na Aurrę Sing (The Hunt for Aurra Sing). Pojawiają się jednak coraz rzadziej, i raczej na drugim planie czy nawet epizodycznie. Z czasem zwiększyło się za to znaczenie Obi-Wana i Anakina, których początkowo było bardzo mało w komiksie (a właściwie to prawie wcale).
Wątki Quinlana i Mundiego przeważnie nie łączą się ze sobą, więc jeśli ktoś chciałby czytać tylko o Vosie, nie widzę ku temu przeciwskazań. Cereański Jedi i inni członkowie Rady pojawiają się w zeszytach #1-18 i 28-31. Natomiast popularny Kiffar jest bohaterem numerów #19-26, 32-35 i 42-45. Oprócz tego warto wspomnieć o story-arcu Wojna w nadprzestrzeni (The Stark Hyperspace War, #36-39) w którym w obszernej retrospekcji znalazło się miejsce i dla członków Rady i dla młodego Quinlana (gościnnie występuje także Qui-Gon Jinn). Natomiast głównym bohaterem numerów #40-41 jest Grahrk, który ze swojej mocno subiektywnej perspektywy w dowcipny sposób relacjonuje zdarzenia z wcześniejszych komiksów (cameo zalicza Darth Maul i ponownie Jinn).
Wyjątkowym numerem jest #27, w którym protagonistą jest świeżo upieczony rycerz, Yoshi Raph-Elan. Nie pojawił się on nigdy wcześniej ani nigdy później w żadnej innej gwiezdnowojennej publikacji fabularnej. Spadająca gwiazda (Starcrash) to dość lekka i przyjemna historyjka, wariacja klasycznego schematu ratowania księżniczki. Nie trzeba jednak tego komiksu znać, bo odstaje od innych zeszytów serii, zarówno jeśli chodzi o rysunki, klimat jak i bohaterów. Sam w sobie jest przyzwoity, ale dla wielu fanów jest pewnie niczym więcej jak ciekawostką albo nawet zupełnie zbytecznym epizodem.
Dla kogo jest przeznaczona ta seria? Na pewno dla tych, którzy lubią klimat tego okresu w historii odległej galaktyki. Jeśli interesujesz się zakonem Jedi, chcesz lepiej poznać członków Rady, zobaczyć na jakie misje byli wysyłani rycerze, to ta seria jest dla Ciebie. Choć jest trochę nierówna (głównie z powodu częstych rotacji scenarzystów), to oferuje dość różnorodną treść. Prezentuje liczne planety uniwersum, ich mieszkańców i kulturę. Po lekturze będziecie znawcami zwyczajów m. in. Tuskenów, Twi'leków i Cerean. Zobaczycie Mistrza Jedi z rasy Wookie i Hutta z połową głowy. Natomiast jeśli niezbyt Was to interesuje, to i tak polecam wszystkie numery ze scenariuszem Ostrandera. Nazwisko mówi samo za siebie - to solidny scenarzysta a w świecie Gwiezdnych wojen czuje się naprawdę świetnie. Star Wars Republic może czytać właściwie każdy, kto zna filmy - obszerna znajomość innych pozycji z EU raczej nie jest wymagana. Nie zaszkodzi też oglądanie Wojen klonów, zarówno tych kreskówkowych jak i 3D. Konflikt republikańsko-separatystyczny zaczyna się jednak dopiero w drugiej połowie serii.
Polskie wydania
W Polsce ukazało się wiele komiksów z serii Republic, choć niestety nie wszystkie. Z tych omawianych przeze mnie w powyższym wpisie zabrakło jedynie czteroczęściowego story-arcu Infinity's End (#23-26). Nie licząc Ciemności wydanej przez Amber, wszystkie pozostałe komiksy zostały opublikowane w magazynie Star Wars Komiks, który od 2008 roku, najpierw jako miesięcznik a później dwumiesięcznik, prezentował wybrane historie z wielu różnych serii. Poniżej sporządziłem listę wszystkich story-arców z odniesieniem, w którym numerze SWK się znalazły. Skrót WS oznacza Wydanie Specjalne (kwartalnik liczący 96 stron będący wydaniem zbiorczym 4 zeszytów oryginalnego komiksu) a EX - komiks Extra (również kwartalnik, gruby na prawie 150 stron, zawierał 5 lub 6 zeszytów). Zwykłe numery SWK liczyły z reguły 48 stron i mieściły maksymalnie 2 zeszyty serii.
Republic #1-6 (Prelude to Rebellion) - SWK EX 2/2012 (Wstęp do rebelii - cena 14,99 zł)
Republic #4-6 (Vow of Justice) - SWK 5/2012 (Przysięga sprawiedliwości - cena 6,99 zł)
Republic #7-12 (Outlander) - SWK EX 2/2011 (Przybysz - 14,99 zł)
Republic #13-18 (Emmisaries to Malastare) - SWK EX 3/2011 (Wysłannicy Jedi - 14,99 zł)
Republic #19-22 (Twilight) - SWK WS 2/2012 (Zmrok - 9,99 zł)
Republic #27 (Starcrash) - SWK 4/2014 (Spadająca gwiazda - 6,99 zł)
Republic #28-31 (The Hunt for Aurra Sing) - SWK WS 1/2013 (Polowanie na Aurrę Sing - 9,99 zł)
Republic #32-35 (Darkness) - wydane przez Amber w 2002 roku jako Ciemność (dwa tomy po 24,80 zł każdy)
Republic #36-39 (The Stark Hyperspace War) - SWK WS 1/2011 (Wojna w nadprzestrzeni - 9,99 zł)
Republic #40-41 (The Devaronian Version) - SWK 7/2012 (Devaroniańskie spojrzenie - 6,99 zł)
Republic #42-45 (Rite of Passage) - SWK WS 4/2011 (Rytuał przejścia - 9,99 zł)
Kwoty być może nieco odstraszają, ale są to jedynie ceny okładkowe. W internetowych księgarniach można dostać większość tych komiksów taniej o 25% lub więcej. Np. na aros.pl, jednej z moich ulubionych księgarń, SWK EX kosztuje 10,50 a SWK WS - 7 złotych. Natomiast cena zwykłych numerów SWK zawiera się w granicach ok. 4,50-5 złotych. Nie wszystkie wymienione powyżej komiksy są jednak dostępne w księgarniach. Aby skompletować polskie wydania Republic trzeba szukać dobrych okazji na rynku wtórnym.
I to by było na tyle. W następnym wpisie omówię pewien ważny tie-in do Star Wars: Republic. Dzięki za uwagę i do następnego razu. :)
wtorek, 19 stycznia 2016
Wpis powitalny
Cześć wszystkim, którzy doszli do końca internetów i znaleźli ten blog. Na niektórych forach jestem znany jako The Dream a prywatnie zwą mnie Michał. Postanowiłem dzielić się tutaj swoimi przemyśleniami i opiniami odnośnie różnych utworów popkulturowych. Nie jestem żadnym autorytetem i wiem, że nikogo moje zdanie nie obchodzi. Piszę głównie dla siebie, a jeśli Tobie podoba się to, co albo jak piszę, to skomentuj czy coś - będzie mi wesoło. Jak się nie podoba, to też skomentuj. :)
Co dokładnie będę umieszczał na blogu, czy będą to recenzje, analizy czy jakieś luźne wpisy - to się jeszcze okaże. Przeczytam coś ciekawego albo obejrzę dobry (albo zły) film i wtedy opiszę, co mi leży na sercu. Na pewno będzie coś o superbohaterach, może coś o Harrym Potterze i tego typu bzdetach.
Na początek szykuję cykl postów omawiających różne serie komiksowe Dark Horse dziejące się w świecie Gwiezdnych wojen. Ten temat bardzo mnie ostatnio zajmuje, bo po pierwsze - w kinach cały czas jeszcze grają film z tej serii, który średnio mi podszedł i uważam, że wiele komiksów z tego uniwersum było zdecydowanie lepszych. Po drugie, Marvel niedawno przejął pałeczkę od DH i wraz ze skasowaniem EU wielu uznało, że liczy się tylko nowy kanon a stary nie jest w ogóle wart uwagi. Moim zdaniem jest to błąd i mam nadzieję, że z czasem uda mi się to uwypuklić na przykładzie poszczególnych serii. Pierwszy wpis planuję zrobić 2 lutego a następne będą się pojawiać w dwutygodniowych odstępach - o ile będę czuł, że pisanie o tym nadal ma sens. Nie wiem jeszcze od której serii zacznę - dużo zależy od tego, czy paczka z komiksami, którą zamówiłem ponad tydzień temu dojdzie do mnie w najbliższym czasie, co nie jest wcale takie pewne. Najprawdopodobniej zacznę od jakiejś mini-serii i naprzemiennie będę prezentował serie dłuższe i krótsze, niekoniecznie w kolejności chronologicznej wg fabuły albo wg kolejności powstawania ani nawet w kolejności którą uważam za najlepszą kolejność czytania. Nie będzie to żadna encyklopedia ani kompendium czy przewodnik. Nie jestem ekspertem a jedynie skromnym czytelnikiem i będę przedstawiał głównie swój punkt widzenia na dany tytuł a także napiszę o czym dana seria jest, czy warto ją znać, czy może przeczytać ją każdy czy tylko zagorzały fanboy SW - postaram się jak najlepiej to naświetlić w miarę moich skromnych możliwości a Wy piszcie swoje uwagi w komentarzach, poprawiajcie moje liczne błędy, sprostujcie przekłamania, klnijcie na mnie ile wlezie. Jeśli choć kilka osób zachęcę do przeczytania komiksu Star Wars, to będzie to duży sukces a może sam przy okazji się czegoś nauczę.
A tymczasem - niech Moc będzie z Wami i do zobaczenia za dwa tygodnie. 🙋
Co dokładnie będę umieszczał na blogu, czy będą to recenzje, analizy czy jakieś luźne wpisy - to się jeszcze okaże. Przeczytam coś ciekawego albo obejrzę dobry (albo zły) film i wtedy opiszę, co mi leży na sercu. Na pewno będzie coś o superbohaterach, może coś o Harrym Potterze i tego typu bzdetach.
Na początek szykuję cykl postów omawiających różne serie komiksowe Dark Horse dziejące się w świecie Gwiezdnych wojen. Ten temat bardzo mnie ostatnio zajmuje, bo po pierwsze - w kinach cały czas jeszcze grają film z tej serii, który średnio mi podszedł i uważam, że wiele komiksów z tego uniwersum było zdecydowanie lepszych. Po drugie, Marvel niedawno przejął pałeczkę od DH i wraz ze skasowaniem EU wielu uznało, że liczy się tylko nowy kanon a stary nie jest w ogóle wart uwagi. Moim zdaniem jest to błąd i mam nadzieję, że z czasem uda mi się to uwypuklić na przykładzie poszczególnych serii. Pierwszy wpis planuję zrobić 2 lutego a następne będą się pojawiać w dwutygodniowych odstępach - o ile będę czuł, że pisanie o tym nadal ma sens. Nie wiem jeszcze od której serii zacznę - dużo zależy od tego, czy paczka z komiksami, którą zamówiłem ponad tydzień temu dojdzie do mnie w najbliższym czasie, co nie jest wcale takie pewne. Najprawdopodobniej zacznę od jakiejś mini-serii i naprzemiennie będę prezentował serie dłuższe i krótsze, niekoniecznie w kolejności chronologicznej wg fabuły albo wg kolejności powstawania ani nawet w kolejności którą uważam za najlepszą kolejność czytania. Nie będzie to żadna encyklopedia ani kompendium czy przewodnik. Nie jestem ekspertem a jedynie skromnym czytelnikiem i będę przedstawiał głównie swój punkt widzenia na dany tytuł a także napiszę o czym dana seria jest, czy warto ją znać, czy może przeczytać ją każdy czy tylko zagorzały fanboy SW - postaram się jak najlepiej to naświetlić w miarę moich skromnych możliwości a Wy piszcie swoje uwagi w komentarzach, poprawiajcie moje liczne błędy, sprostujcie przekłamania, klnijcie na mnie ile wlezie. Jeśli choć kilka osób zachęcę do przeczytania komiksu Star Wars, to będzie to duży sukces a może sam przy okazji się czegoś nauczę.
A tymczasem - niech Moc będzie z Wami i do zobaczenia za dwa tygodnie. 🙋
Subskrybuj:
Posty (Atom)